Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   147   —

wszyscy. Nic mówię jednak, abym uważał projekt za niemożliwy. Wezmę go pod rozwagę. Tymczasem mamy na dzisiaj inny, drobny projekt.
— Ach, ta fasola! — pośpieszę.
— Nie; jeszcze stryj nie ma próbki; van der Winder przyśle ją zapewne około południa. Ale tutaj — obok — czy stryj nie zechce poznać tej, którą Robert już ogłosił za moją narzeczoną?
Joachim już dawno przestał być szarmantem — i propozycja nie zelektryzowała go. Jednak przez wzgląd na synowca zapytał z udanem zajęciem:
— Powiedz mi najprzód trochę, kto to jest? czem się zajmuje?
— To Robert stryjowi nie powiedział?
— Nie. Nazwał ją tylko — panna Malankowska, o ile pamiętam. Przerwałem tę rozmowę, bom chciał od ciebie samego usłyszeć.
— Panna Malankowska jest tancerką bosą.
— Co takiego?? — skrzywił się Joachim po swojemu, zgryźliwie i wyzywająco.
— No, czyż stryj nie słyszał o niej, albo o innych, których sporo jest na afiszach i w gazetach? — o takiej Izadorze Duncan? — o tych reformatorkach tańca, który przez rytm i wymowę ruchów może wyrazić bardzo subtelne serje uczuć? — Taniec po czasach greckich jest