Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   120   —

dołęgami, albo czemś gorszeni jeszcze — dowiedzie. I cóż z tego? Będzie miał tak zwaną „moralną satysfakcję“, która mu nie przywróci interesu z suknem, skoro kupili inne. — —
Aa! gdyby zdołał wymieść z budy tych karykaturalnych Poniatowskich i Joselowiczów, stanąć sam na czele i poprowadzić, jak się patrzy. To byłaby rozkosz! — i pożytek — coś dla siebie i dla społeczeństwa. Mógłby użyć poparcia uprzejmego majora, który go przecie zapraszał. — — Ale gdzie tam! Major Grzmot-Pofikalski pije zapewne dalej z kolegami, a tymczasem jemu, Szaropolskiemu, nowy jaki Żyd nogę podstawi. — —
— Zdaje mi się, że trzeba będzie wykreślić handel suknem angielskiem z listy moich przedsiębiorstw. Sam nic mogę ani kupić w takiej ilości, ani rozprzedać kawałkami; całego stock’u niepodobna w Cudnie sprzedać komuś uczciwemu. — — Tak — puszczam sukno w trąbę.
Sprawdził raz jeszcze tę kalkulację; nic znalazł w niej omyłki, ani wyrzutu sumienia: do handlu suknem nie był przecie specjalnie powołany, ani obowiązany. Dojdzie jednak, jak to było z jego ofertą, która, przyjęta w dwóch instancjach, po tygodniu okazała się — spóźnioną.
Uspokoił się trochę. Napił się herbaty w dużej kawiarni, która przepełniona była i wspa-