Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   119   —

podaniem, nadpisanem przez pana majora Grzmota.
— Niech się pan uda do komisji obrachunkowej.
Trzask — zamknięto telefon.
Szaropolski nie pamiętał, aby kiedy w życiu był tak wzburzony i tak niezdolny do wymierzenia sobie sprawiedliwości. Pójść natychmiast do owej budy przy Żałosnej i rozmówić się osobiście z podporucznikiem przebranym za księcia Józefa? — — Ale czy to on telefonował? Głos wydawał się innym, choć tej samej gardlanej tonacji. — Gdzie znowu ta zapiłowana komisja obrachunkowa? I która godzina? — już po szóstej, biura będą zamknięte. — Jutro trzeba koniecznie dojść do wyjaśnienia sprawy, ale dzisiaj cóż pozostaje? — — dać w pysk telefonowi?
Wykrzywił się jak na mękach, bo mu się na śmiech zbierało zbyt gorzki. Chwycił płaszcz i kapelusz, aby wyjść na ulicę, ale nic miał postanowienia, dokąd ma iść i do kogo. Zdarzyło mu się to bodaj pierwszy raz w życiu. Nie pilno mu było nawet opowiedzieć swemu Holendrowi, jak się udała sprawa sukna. — — Oby przynajmniej fasola dopisała! — — Nie pożądał ani krewnych, ani znajomych, ani teatru; szukał tylko pomsty na tej przeklętej komisji umundurowania.
Ale idąc przez zimną i ciemną ulicę, ostudził w sobie zbytni ferwor. Dowieść im, że są nie-