Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   111   —

— Ciekawym.
— Trochę później, aż się rozgrzeję — przysunęła do ogniska nóżki i ręce, także, psiakrew, ładne — mówmy tymczasem o czem innem.
Edwin zachowywał ciągle postawę wyczekującą.
— Od czasu naszej rozmowy porobił pan duże afery, założył fabrykę.
— Niestety jest nieczynna z powodu strajku robotników.
— Jak można strajkować w fabryce mydła!
— Skoro strajkują nawet posługacze szpitalni i grabarze, nic nas już nie może zadziwiać.
— Okropne czasy! — westchnęła panna Malankowska.
— Czyżby modniarki ogłosiły bezrobocie? — uśmiechnął się Edwin po raz pierwszy żartobliwie.
Tancerka uchwyciła z zadowoleniem ten ponik dobrego humoru:
— Jeszcze nie, chwała Bogu! Odnieśli mi nawet dzisiaj suknię, którą pierwszy raz mam na sobie.
Roztworzyła szeroko poły futrzanego płaszcza i ukazała całe kłącze dorodnego kwiatu, umiejętnie okutane w jedwabne opony.
— Bardzo ładna suknia — rzekł Edwin spokojnie.