Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   103   —

Śledził pilnie przebieg sprawy cudeńskiej na wielkim trybunale. Bronił jej tam silny Rob z nieugiętą mocą, walcząc o równe dla Cudna prawa, o granice odwieczne i porty. Ale przedstawiciel Cudna na kongresie był, niestety, endekiem i to arcy-endekiem! Ta wada organiczna nic przeszkadzała mu w Paryżu, lecz w kraju rodzinnym burzyła przeciw niemu umysły partji, stojącej obecnie u steru rządu i innych gatunków Cudnian, pomagających uprzejmie tej robocie. Rob pracował jednak w Paryżu wytrwale i osiągał powodzenia na złość swym przeciwnikom politycznym, pomimo, że głos jego trudno przebijał rozgwar ogromnego targowiska. Musiały najprzód być nasycone „wielkie narody“.
— Goddam! ta „małość!“ — szeptał Edwin — a przecie, na mój niepolityczny rozum, sprawa cudeńska jest samem jądrem sprawy ogólnoeuropejskiej, jeżeli kongres chce naprawdę związać Niemców i uniemożliwić powtórny ich napad na Europę. Ale do tego dążyć zdaje się tylko Francja?... moja Anglja jakoś mi się psuje...
Czytał, kombinował, wysnuwał wnioski, gadając sam z gazetami, przy własnym kominie.
Dochodził także do spostrzeżenia, że dzienniki cudeńskie ze skrajnie przeciwnych punktów oświetlają to, co się dzieje, a spierają się inaczej, niż angielskie. Naprzykład „Odwet“, organ Ce-