Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 4.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szlachcic lepiej szablą powinien pisać niż piórkiem. Niech mu głowę otworzą, katechizmu nauczą, Boga chwalić, rządcę obrachować, a będzie z niego. Więcej nauki robi zarozumiałym, niewieści, miękczy i jeszcze czasem (co najgorsza) do kacerstwa doprowadza. Nauka jak sól dobra kiedy jej nie wiele. Nauka rozumu nie daje, dodawał.
Gdy się to dzieje w Litwie, książe Sołomerecki w Krakowie usiłuje dowiedzieć się o synowcu. Ale napróżno wysyła na Ruś, bezskutecznie grozi matce i nareszcie wyjeżdża rozżarty w przekonaniu, że ona go ukryć musiała.
Na drodze spotyka się z jednym ze czterech szlachty, który z polecenia Czuryły odwieźli byli Stanisława na dwór Sapieżyński.
Był to Łęczycanin, wielki przyjaciel dzbanka, wielki wielbiciel butla, gotów sam się sprzedać za wesołą pohulankę. Właśnie podróżny jego grosz całkiem był wyszedł, towarzysze nie mogąc mu na każdym noclegu i popasie dotrzymać, opuścili go i on sam pozostał. Siedział na przyzbie gospody rozmyślając co sprzedać, czy zapaśny kontusz, czy dosyć niepotrzebną opończę. Z tych dwojga uznawszy zbyteczniejszym kontusz, który dwom pokoleniom mnogie lata wysłużył, wywołał żyda i począł targ.
Chociaż szlachcic doskonale udawał że mu na ujuczonym koniu kontusz w tłumoku wadzi, że się go pozbywa dla ulżenia szkapie, żyd nie w ciemię bity, poznał potrzebę i począł od tego że kupić nie chciał. Naturalnie, wkrótce potem kontusz został sprzedany za pół ceny, choć sukno dwubarwiste, grube i nieznoszone, a Łęczycanin nasz smoktał z kufelka, rozmy-