Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 3.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co z masłem będziemy robili? pyta baba djabła.
— Wiecie co matuniu, odpowiada ogoniasty zasiadając przed nią z miną poważną, pójdziemy na targ i przedamy. — Jeść szkoda.
Idą tedy na targ, ale w drodze djabeł odkrada jaszczyk, wylizuje masło i napełnia naczynie, nie możemy powiedzieć czem, dość że czemś bardzo niesmacznem i niepachnącem. Uczyniwszy to, namawia babę, aby wróciła do domu i zjadła sama masło dla swego zdrowia. Baba daje się przekonać, wracają. Djabeł rozpala ogień, przynosi zamiast prosięcia kota i piecze go przy ogniu z przygotowanem masłem.
Stara poczyna wołać swojego faworyta Maciusia, ale się go dowołać nie może. — Siadają do stołu, po długim ogonie poznaje baba zdradę, walka się rozpoczyna. Djabeł bez broni, stara występuje z ożogiem. Naturalnie kończy się porwaniem do piekieł czarownicy.
Arędarz i arędarka oszukujący chłopów ukazują się na scenie, — i tu nieuchronny szatan czatuje na nich uśmiechając się. Widziemy go skurczonego pod stołem karczemnym i śledzącego oczyma każdy obrót żydów. Żydzi go nie widzą, a ta okoliczność silny w patrzących wzbudza interes. Po pociesznej scenie z chłopami rozpoczyna się druga między małżeństwem, która się kończy bitwą. Djabeł występuje w roli rozjemcy.
Jeden Urwis mówi za wszystkich, za Heroda, za śmierć, babę, djabła, żyda i żydówkę, a za każdą razą odmienia głos, i to cienko, to grubo, to chropawo się odzywa pociągając sznurki swych lalek.
Jeśli współczucie może radować artystę, Urwis powinien był być zupełnie szczęśliwym, widzowie bowiem tak doskonale przejmowali się sytuacjami, tak się na