Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 2.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się zaraz opatrywać, obmywać i zawiązywać.
— Może ci co dać jeść? spytał.
— Kawałek chleba odpowiedział Maciek, bo drugi dzień nie jadłem.
— Drugi dzień! — I ruszył się proboszcz żywo za drzwi, — ale Magda już go uprzedziła do kuchni.
— Mówi że drugi dzień nie jadł! mruknął organista, — żeby miał prawo lepiej od nas koło misy się uwijać. To podle!
— Powiesz mi co cię tu zapędziło, rzekł proboszcz, ale wprzód trzeba abyś zjadł i spoczął. Siedź a nie ruszaj się, ja ci pościelę.
To mówiąc sam poszedł w kącie pierwszej izby robić posłanie.
— Sam ściele, mówił organista pode drzwiami, a nie wie nawet dla kogo. Taki on zawsze, a organisty to mu nie żal i każe śpiewać a śpiewać.
Gdy Klechowie pode drzwi podglądają, gdy Magda przygotowuje jedzenie dla Maćka, a pleban sam ściele mu na ziemi; chłopak ogląda się ciekawie, bojaźliwie i składa ręce, jakby się modlił w duchu.
— Zmiłujcie się, rzekł, nie frasujcie o mnie, ja spocznę i pójdę dalej, spocznę na dworze, gdziekolwiek.
— Tu ci będzie lepiej. A naprzód zjecie co Bóg dał, potem się wyspisz, a nareszcie mi powiesz coś za jeden i co ci się stało.
Pleban część swojej pościeli oddał dziecku i sam poszedł przyśpieszać jedzenie w kuchni, które nareszcie wniosła Magda zamykając drzwi przed Klechami stojącymi w sieni.
Ciekawość przykuła ich do proga; ale widząc że pleban nie myśli się wypytywać przybyłego, aż po na-