Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Choć panna była śliczna nie tyle mu może szło o nią jak o to, że interesa były w bardzo złym stanie i że wszyscy mu radzili ożenienie.
— Przecież raz — niech się coś zdecyduje — mówiła Baronowa — jeżeli im dla takiej sieroty bez nazwiska Rabsztyńskiego mało! a! no!... jak sobie chcą! niech szukają czegoś lepszego, a nas uwolnią... Rabsztyński też sobie znajdzie, może i coś nad to piękniejszego!!
W istocie jednak panu Maksowi trudno coś znaleść było — nadto znano i jego — i księgi hypoteczne.
Restauracya pana Teodora Rzepczaka znajdowała się przy jednej z uliczek przecinających Nowy Świat, a była bardzo skromną. Na lewo znajdował się szynczek, dziś odseparowany, z którego wyrosła w prawo para pokoików, dla dostojniejszych gości, którzy zdrowym, gospodarskim stołem tanim zadowolnić się mogli. Szkodziło to po trosze reputacyi jadalni, że naprzeciw znajdował się ten szynk często wrzawliwy, a Rzepczak nie miał odwagi pozbyć się go zupełnie, choć córka o to prosiła, bo sprzedaż wódki, piwa i trunków różnych więcej często przynosiła, niżeli stołownicy, z któremi więcej daleko było zachodu i kłopotu.
Rzepczak był zresztą prostym bardzo, czynnym, gadatliwym, krzykliwym człekiem, którego niemal jedyną cnotną było, że serce miał dobre i dziecko swe kochał. Od młodu w pracy, nawykły do niej, w szynku i restauracyi, gdzie mu się gęba przez cały dzień nie zamykała, od świtu do nocy się kręcił, śmiał — na prędce to przeskakując, to popijając, to licząc, to stękając. Przebył on czasy różne, biedy, długi, komorników, wyrzucanie na bruk... zawsze wstając na nogi,