Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czorne herbaty. Pani z Villamarinich uznała go — skromnym i przyzwoitym młodzieńcem.
— Daleko większy filut, niżelim się spodziewała, mówiła Marysia do przyjaciółki — prawda że w takiej sprawie przebacza się przebiegłość — a jednak... filut chłopiec.
Tekla usta jej zamykała, rumieniąc się niespokojna.
Aż w kilka tygodni — wieczorem na herbacie, gdy wyszła do saloniku, (o mało nie upadła w progu) zobaczyła pana Emila we fraku, bawiącego pannę Eufrozynę, która go ciekawie zdawała się decyfrować.
Tego wieczora jednak wcale się nie zbliżyli do siebie i ledwie patrzeć śmieli, aby się straszna tajemnica nie wydała.
Nieśmiałość pana Emila — zjednały mu starszych pań wielką sympatyę i pochwały.
— Bardzo poczciwy i przyzwoity! mówiła panna Eufrozyna — a co wiadomości!
— O, nie głupi! powtarzała gospodyni — i to lubię że z taktem... Choć to żadnej wielkiej familji, ledwie szlachcic — a jednak coś ma wcale szlachetnego.
Filipowicz tryumfował i ręce trzymał pod połami, a mówił sobie w duchu. A co? ha? a kto go wam w ulicy złapał...? Bo ja mam oko? jak się zowie. Ale te baby — żeby kiedy człowiekowi sprawiedliwość oddały — jeszcze się to nie okazało!!
Maks i ciocia Baronowa, często przybywając na pensyę, dowiadywali się czy nie było co od Mecenasa, Borusławski milczał, Filipowicz nie śmiał się upominać — a młodzieniec zakochany poczynał się niecierpliwić!