Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chodził zacierając ręce, dwa razy potajemnie z Maksem wódki się napił, czuba zatarł i wydał się małżonce nieznośniejszym niż kiedykolwiek swoją butą, która nawet karcącemu go wzrokowi nie ulegała. Zamiast pokornieć, uśmiechał się do jejmości i szedł napierając się ją w ręce całować, co ją do niecierpliwości doprowadzało.
— A już! szepnęła cicho.
— A nie! odparł śmiało Filipowicz. Jak się zowie, jako żywo — nie — i że nie — to nie...
Dwie panie rozmawiając po cichu, z pomocą Filipowicza, tak oczyściły stół z kanapek, przekąsek, śledzi, iż w końcu poznać nie było podobna co na talerzach spoczywało. Ale tuż szły — szampan w lodzie, dwie głowy poważne — wyglądające z dwu wazonów potem okrytych — kurczęta i szparagi.
Omlecik z konfiturami — miał stanowić epilog.
Kurcząt było — tu się okazała dystynkcya i delikatność uczucia Maksa — nie czworo — takby postąpił parafianin — ale pięcioro... aby mogło coś niedojedzonego (comme il faut) pozostać... W tem go wszakże omyliła rachuba, bo połowę kurczęcia ostatniego przygarnęła nieznacznie pani z Villamarinich, a drugą pochwycił brutalsko Filipowicz, który zdawało się jakby ze trzy dni nie jadł. Baronowa smutnie na to spojrzała, bo czuła że ta połowa jej się właściwie należała, ale czego dla ukochanego siostrzana nie mogła uczynić przywiązana ciotka!
Z omletem około którego z początku były protestacye, że go nikt już jeść nie będzie, nie może, stało się to co z kurczętami — okazał się osobliwszej