Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwolił uczyć „na guwernantkę“ gotów był dla dziecka na wszelkie ofiary. Opłacał więc tolerancyę pani z Villamarinich nietylko w pocie czoła wypracowanym groszem, ale kontrybucyami in natura. Czyniło to niby łaskę, ale tę sowicie kazano zawdzięczać. Piwo dla pensyi dostarczał prawie gratis, niekiedy po trosze wina, a Filipowiczowi oprócz tego pod połą przynoszone — likwory.
Panna Rzepczak, która teraz była jedną z najlepszych uczennic na pensyi, do lat czternastu — niestety — posługiwała przy ojcu w restauracyi — dojrzała więc bardzo zawczasu, napatrzyła się wielu a wielu spraw ludzkich, niedostępnych dla innych dziewic jej wieku... i przeszła przez ogień życia, nim zaczęła szkołę...
Nie zaszkodziło jej to wcale, ale owszem dziwnie rozwinęło.
Panna Eufrozyna mówiła o niej, że była nadto rozumną, bo w istocie spryt ognisty jej z oczów patrzał. Nie była wcale piękną, nie odznaczała się dystynkcyą żadną; młodość w pracy i biedzie spędzona zdjęła z niej zawcześnie świeżość, rumieniec, wyraz dzieciństwa i dziewictwa — pomimo to Marysia miała w oczach czarnych i całym twarzy wyrazie urok niebezpieczny, pociągający, któremu mężczyni szczególniej oprzeć się nie mogli. Słusznego dosyć wzrostu, blada, gibka, zręczna, silna, ręce miała zapracowane, duże i brzydkie, płeć śniadą — ale taki wyraz odwagi, siły i pewnego rodzaju ubogiej dumy, że wśród najpiękniejszych odciągała oczy. Było to prawdziwe dziecię ludu... któremu natura intelligencyą zapłaciła za to, czego mu dać nie mogła.