Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pały się pytania, jak, przez kogo udało się to zdobyć, i co dalej?
Jacek mówił im, że prosto ztąd do Łowczego do Wólki jedzie, aby raz skończyć i narzeczoną poślubić.
— Jak o dzień weselny umówimy się — rzekł matkę całując w rękę — no, to róbcie sobie co chcecie, a na weselu mojem musicie być!
Antoszek aż oczy zakrył.
— O! Jezu! Marya!
Matka się namarszczyła.
— Co tobie w głowie? — rzekła — aby tam sobie z nas biedniaków kpili i urągali? Co z tego to nic nie będzie!
— Matuś kochana, mało wiele, a ja was tam pokazać muszę — odparł Jacek — dosyć się ja nacierpiałem kłamać i taić się będąc zmuszony. Nauczyłem się tego teraz, że nie godzi się swojego stanu, jakibykolwiek był, wstydać, ani się godzi rodziców zapierać. Szlachcicem jestem z łaski Stanów Rzptej i królewskiej, ale z czegom wyszedł tego ja taić nie myślę, nie chcę.
— O! Jezu! Marya! — powtórzył przestraszony Antoszek...
— Nam się to na nic nie zdało — przerwała matka — a pchać się między butną szlachtę, żeby na nas tam kuso patrzali, człek by się tylko wstydu napił. Porzuć ty to. Dosyć będzie, gdy żonę nam kiedy przywieziesz i pokażesz, abyśmy jej za dobre serce dla ciebie podziękowali.
Jacek nic nie odpowiedział, ale nie widać było ażeby od swej myśli odstępował, pokręcił wąsa i westchnął.
A że stary Antoszek dopominał się aby szlachectwo zobaczyć, rozwinięto chustę, otworzył Jacek pudełko safianowe i ukazał w niem pargaminową kartę, z pięknie malowanym herbem Zadorą... Na sznurze grubym jedwabnym, wisiała przy niej w osobnem puzderku blaszanem pieczęć wielka, którą Antoszek pobożnie ucałował.