Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie za Sobieskimi, ale za prawem zasadniczem pogwałconem.
Królewscy adherenci tłumaczyli go jedynie wojną, choć nie było przykładu, aby ona w Polsce gwałt czyniła bezkarnym.
Zabawiwszy dzień jeden tylko w Łowiczu, widząc że ją tu niebardzo zatrzymywano, Cieszyńska nazajutrz wybrała się do Warszawy i natychmiast posłała po Witkego, wiedząc, że go u Renardów szukać potrzeba. Znaleziono go tu w istocie, ale przywlókł się tak znękanym do księżnej, iż niewiele sobie z niego pociechy obiecywać mogła.
Zawiedzione nadzieje, poniesione straty, naostatek smutne przekonanie, iż ta Henrjetka, w której się rozkochał do szaleństwa, wcale sobie, wychodząc za niego, świata zawiązywać nie myślała, do rozpaczy go przywiodły.
Zwykle milczący, tym razem boleściwie się począł uskarżać przed księżną na los swój i na doznane zawody.
— Nic mi podobnego nie pozostaje — rzekł w końcu — jak porzuciwszy te mętne sprawy, do których stworzony nie jestem, powrócić do szalek i miarki... Człowiekiem u dworu posługują się jak ścierką, a potem rzucają go na śmiecisko...
Masz księżna jejmość na sobie dowód, jak tu poświęcenia się płacą, a mnie też za wielkie utrapienia i posługi tylko straty spotkały i sponiewieranie. Rad się precz cofnę.
Księżna słuchała główką potrząsając.
— A waćpan myślisz, że tu raz zagrzązłszy, wyzbyć się łatwo? — zapytała. — Królowi raz posłużyłeś, toś się związał, a czy ci to będzie dogodnem lub nie, o to on wcale nie dba. Co innego ze mną, mnie on rad się pozbędzie, a ja rada też abszyt dostanę.
Ale gdzie się schronię? Bóg jeden wie. Aurora