Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poczęli nalegać inni na Bronisza, który sobie wąsa zagryzał.
— Nigdym nie sądził — zawołał — abyście waszmość tak mało byli domyślni, że aż mojego zeznania potrzebujecie, aby się dopatrzeć rzeczy tak jasnej.
Wszyscy po sobie spoglądali.
— Domyśleć się w istocie można — przerwał młody wojewoda, że nikogo innego rozumiecie nad jednego z Sobieskich.
— Naturalnie! — zawołał Bronisz, Karol XII był i jest wielbicielem naszego Jana III, bohaterem go i wojownikiem największym naszych czasów zowie, wizerunek jego ze sobą wozi, w historię się wczytuje, wie, że Jakób i Konstanty z ojcem walcząc, od niego się sztuki wojowania uczyli, a w krwi z nim wzięli męztwo.
— Niektórzy z przytomnej szlachty, usłyszawszy to, psykać i prychać poczęli.
— Hej! hej! — zawołał Piętka, widać, że Karol XII ze Szwecyi tu przybył i u nas się nie rozsłuchał. Sobiescy i królowa wdowa, co mieli u nas miru postradali. Ani nawet ręczyć za to, żeby sami teraz chcieli z Augustem wnijść w kolizią. Przyjmowali go nader uprzejmie w Wilanowie.
Potrząsano głowami a wojewoda Leszczyński dodał:
— O ile wiem, nie myśleli wcale Sobiescy o podobnej ewentualności i gdyby ona mogła nastąpić, pewnie korzystać z niej nie zechcą. Zdaje mi się, że król szwedzki zawczasu powinien wyrzec się rachuby na nich.
Cicho, pochyliwszy się do ucha wojewodzie, zapytał gospodarz.
— Cóż nasz Prymas?
Rozważny zawsze i wielce umiarkowany młody pan, ociągał się z odpowiedzią i po namyśle rzekł cicho.
— Nie godzi mi się odgadywać, co w jego duszy