Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kaznodziei, ale nikt tego nie brał do serca i szedł potem każdy dawniej obraną drogą...
Skłaniano głowę przed prawym i czystym starcem a naśladować go nikt nie myślał.
Na miejscu wiele jeszcze przed koronacją do przełamania było. Naprzód na zamek się dostać bez użycia przemocy, mogli sasi tylko z pomocą Wielopolskiego, a ten opierał się i kluczy odmawiał! powtóre, z ośmiu czy dziesięciu kluczów do skarbca koronnego, sześć było w rękach Kontystów, a ci ich nie myśleli puścić. Łobzów zajmował Lubomirski... W Warszawie francuzcy adherenci gospodarowali, prymas nie chciał znać Sasa.
Owe osiem tysięcy wojska, które stało w pogotowiu na granicy, wprawdzie przemagającą było siłą przeciwko garstce pułków koronnych, ale przelewać krew, nim się do stopni tronu dostało, wydawało się groźnem. August przynajmniej na początek od kolizji się wzdragał. Za to i on i jego partja na ścisłe poszanowanie prawa wcale zważać nie myśleli...
Po Krakowie już się rozchodziła wieść o tem, że żona Kurfirsta, za którą mąż zaręczył, iż wraz z nim rzymsko-katolickie przyjmie wyznanie, popierana przez matkę, nie myślała wcale się dać nawrócić, ani synowi dozwolić aby przeszedł w ręce katolickich nauczycieli.
— Stoi jak wół w paktach ten warunek — mówili Kontyści z przekąsem — aby królowa wraz z mężem katoliczką się okazała...
Ze strony sasów, półgębkiem szeptano, że podpisany oryginał paktów tych, gdzieś się zapodział, zawieruszył i nigdzie go odszukać nie było podobna. Kopje tylko chodziły.
Nalegano na to z jednej, lekceważono to z drugiej strony.
Witke spisywał co słyszał. Mazotin nie odpowiadał mu na piśmie, nie dawał instrukcij, kazał mu tyl-