Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy wszedł, z lica mu wyczytała jakieś powodzenie i byłaby się niem uradowała, gdyby nie to, że teraz wszystko dla niej przechodziło w obawę. Wiedziała, domyślała się do czego dążył syn...
Po południu tegoż dnia nadciągnął kwaśny Przebor... Jemu się jakoś nie powodziło, Witke go wprowadzając do komórki, w której zwykle przesiadywali, począł od oznajmienia, że po namyśle postanowił jak najrychlej wycieczkę przedsięwziąć do Krakowa.
P. Łukaszowi wcale to na rękę nie było.
— No — przerwał chmurno — a ze mną naówczas co się stanie?
— Prosta rzecz — odparł Witke — ja dotrzymam wszystkiego com przyrzekł... nie narazi to was na żadną stratę...
— I rozstaniemy się tak? — bąknął poruszając głową Przebor. — Nie użyjecie mnie do czego?
Witke poruszył ramionami.
— Do czegóż ja bym was mógł użyć? — odparł. — Jesteście związani z Przebędowskiemi, a ja oprócz handlowych innych interesów nie mam. Do tych wy mi pomocnymi być nie możecie... Kto wie — dodał po namyśle kupiec — później może, gdybyśmy się spotkali...
P. Łukaszowi, który już na frasunek nagle już[1] spory kielich mocnego wina wychylił i opróżniony tak ustawił, że kupiec mu natychmiast drugi napełnić musiał, zebrało się na gorzkie żale.
— Z Przebędowską — począł — ja do niczego nie dojdę. Posługuje się mną jak ścierką, którą potem rzuca do kąta. Widzi mi się, że mnie ma za zupełnie głupiego człeka, który do niczego lepszego się nie zdał, tylko do przepisywania... Nie zwierza mi się nigdy z niczem, a obchodzi pogardliwie... Wprawdzie zyzkuję na tem, bo mi wierzy i nic nie tai, ale z tego jaka korzyść dla mnie?

— Cierpliwości i wytrwania W. mości brak — przerwał kupiec.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zbędnie powtórzony wyraz już.