Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mniej wziąć nad sto tysięcy? a ja klejnotów za czwartą część tej sumy? — zawołała kasztelanowa. — Myślicie, że my, jak żydzi będziemy się targować?
— Ja tu przecie nic nie stanowię — odezwał się Witke spokojnie — jedna rzecz, w której usłużyć mogę to, że gdy mi pani zleciła, to doniosę królowi, iż się da wszystko ukończyć zgodą i powróceniem strat. Życzy sobie tego pani kasztelanowa?
Zagadnięta wprost, oczyma błysnęła stara pani i zagryzła wargi. Udawała źle, niby wahającą się, choć gorąco pragnęła uprzedzając innych, sama rozpocząć układy, sama je prowadzić — i dopilnować w nich przedewszystkiem własnego interesu.
Kupiec zwrócił raz jeszcze uwagę jej, nie doczekawszy się odpowiedzi, na wysokość wymagań dla Prymasa.
— Sto tysięcy talarów, pani kasztelanowo — rzekł, duży to pieniądz, nawet dla króla — rzekł powoli. — Za wiele wymagając, można wszystko zepsuć...
Towiańska porywczo mu przerwała.
— Wiesz waćpan co? O sumę dla mojego brata niech się sobie układają. Może on co zasakryfikuje i ustąpi, ja nie wiem, ale ja, ja klejnotów za ćwierć sta nie odstąpię... król ma ich na miliony, powiadają, chodzi cały od stóp do głów okryty dyamentami, choć mu ich kochanki sporo nadebrały.
Wspomnienie o kochankach, milczeniem pokrył Witke, choć jejmość ciekawa bardzo, gotową była o nich przedłużyć rozmowę. Spytała potem czy prawda, że król się do Warszawy wybierał.
— Niezawodnie przyjdzie i zajmie swą stolicę — rzekł Witke. — Nikt mu się tu opierać nie będzie, a gdyby nawet przyszło do tego...
Nie dokończył.
— O! wiemy, wiemy — zawołała kasztelanowa — wojska ma pono dosyć. Wpuścili je do Rzeczpospolitej, niechże teraz myślą zawczasu jak się ich pozbędą. Skarżyli się na swoich, że ich hibernami i sta-