Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cyami objadali, teraz dopiero zakosztują tego, co żołdak może, sasi dopiero rozumu nauczą.
Wszystko to Witke przyjął w milczeniu, a Towiańska niespokojna, nie tracąc głównego przedmiotu z myśli, powróciła do Prymasa i do układów, radząc, aby się z niemi król nie ociągał, bo może mieć pomoc wielką i dzielną w kardynale.
Król sobie wybrał tę purchawkę Dębskiego — zawołała z obrzydzeniem — ale co on znaczy?! Nikt go nie słucha i nie szanuje, a kara musi spotkać za uzurpacyę. Kardynał mu nie daruje. Mówią, że i Załuski myśli się przejednać, ale z tego też wielkiej pociechy nie będzie miał król.
Kupiec słuchał ciekawie, aż zmęczona umilkła. Zdawało mu się, że czas ją było pożegnać, ale widząc ten ruch, zatrzymała go.
— Czekaj-że wmość! mów! mam się czego spodziewać? dasz mi jaką wiadomość?
— Pozwalasz mi pani mówić? — spytał.
— Mówić — ale nie trąbić — odparła Towiańska zwykłym sobie grubijańskim tonem. — Mów waćpan tym tylko, co wiedzieć o tem powinni, a daj mi znać, czy się czego spodziewać mamy. Prymas chce zwołać rokosz, od was będzie zależało, czy się on wzmocni i utrwali, lub rozwiąże.
Gość, który już całej tej rozmowy miał dosyć, zdobywszy co mu było potrzeba, zaręczył, że uczyni co będzie mógł, aby spokój i zgodę przyśpieszyć.
— Nam kupcom więcej o to chodzi, niż komu, aby w kraju i w stolicy bezpieczeństwo i pokój panowały. Chętnie więc moje małe usługi ku temu ofiaruję, a skoro czegoś nowego się dowiem, nie omieszkam dać wiedzieć.
Odmówiwszy wszelkiego przyjęcia i ugoszczenia, jak wszedł tylnemi drzwiami potajemnie, tak wyśliznął się niemi nazad Witke, zastawszy Przebora na straży oczekującego.
Nie zwierzył mu wcale tego co mówił z kaszte-