Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyż może być większe szczęście nad tę spokojną kontemplację tak cudnéj istoty! tego ideału! nad jéj towarzystwo poufałe... rozmowy...
Doktorowa rozśmiała się ironicznie.
— Bałamucisz, zawołała — cała rzecz, że waćpan jéj nie kochałeś, nie kochasz a sam nie wiesz co robisz! Starzejesz się — stygniesz! Najcierpliwszą kobietę taka miłość kontemplacyjna może rozgniewać.
— Przecież panna Tola dosyć jest dla mnie łaskawą...
— Rzeczywiście jest nadto dobrą, odpowiedziała przyjaciółka — znosi jakieś teorje bez sensu! Młodość, życie, których jednéj godziny szkoda, poświęcacie dla marzeń jakichś bałamutnych... Ja panu tylko powiem, że już z was ludzie się śmieją, a ja was łaję... Ot tak drogie lata mijają... na kontemplacjach — to nie ma sensu! Będziecie mieli dość czasu na starość żyć marzeniami i wspomnieniami.
Teodor nic nie odpowiedział.
Ile razy doktorowa przyjeżdżała na wieś, zawsze prawie zastawała Murmińskiego, grającego rolę niewyczerpaną kawalera starającego się, przywożącego bukiety, przesiadającego przy niéj, wzdychającego okrutnie i odjeżdżającego do domu tak samo jak przybył — bez oświadczenia i przyrzeczenia.
— Cóż, czy ci się jeszcze twój bohdan nie miał odwagi oświadczyć? — śmiała się przyjaciółka.
— Zbliżamy się ku temu! — żartobliwie odpowiadała Tola.
Raz na to pytanie odrzekła:
— Oświadczył mi się....
— No — więc kiedyż ślub?
— Prosiłam go o czas do namysłu...
Doktorowa nazajutrz wyjechała z gniewem wielkim. — Trzy miesiące znowu upłynęło... nie chciała się już nawet dowiadywać.
Nagle Tola przybyła sama do miasta. Przy piérwszém widzeniu się, gdy już ani pytała doktorowa o nic, pani baronowa Teresa wydała się z tém, że jadą do Włoch...