Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeśli będzie nieuniknionym....
Zamilkli oba.
— Ułóż to pan jak mu się podoba — rzekł prezes wstając — do mnie należy dostarczyć materjałów. Jeśli się znajdzie człowiek, co będzie śmiał mianować się mym bratem, do ostatka opierać się muszę i będę.
Dr. Obst zdającego się zmierzać ku drzwiom wstrzymał grzecznie, ujmując za rękę.
— Panie prezesie — rzekł zimno — dla mnie jako prawnika, wierzaj pan, zawikłany, zajmujący, ciekawy, tajemniczy proces, złożony z takich żywiołów, jakie się tu przedstawiają — byłby prawdziwém dobrodziejstwem, jako adwokat tylko pragnąc go mogę. Jest to rzecz bardzo piękna, jest to jak dla medyka znakomity wypadek szczególnie rozwiniętéj choroby. Takiéj sprawy starczy, aby człowieka uczynić sławnym. Wszystkie dzienniki będą o niéj pisać. Inaczéj się rzecz ma z osobami w sprawie działającemi. Przeciwna strona nie ma nic do stracenia, a wiele do zyskania, pan zaś z pozycją, jaką zajmujesz w świecie, zdaje mi się, że dobrzebyś pomyśleć powinien, niżeli rozpoczniesz.
Są przecież środki inne, łagodniejsze, a przynajmniéj nie tak rozgłośne i jawne.
To mówiąc Dr. Obst, który tabakę zażywał, wziął tabakierkę ze stolika i spoglądając z pod okularów na klienta, czekał odpowiedzi.
Prezes ode drzwi się zawrócił nic nie mówiąc, padł na kanapę obiema rękami podpierając się na siedzeniu, patrzał w okno zadumany.
Uwagi są słuszne — odezwał się jakby złamany niemi — bardzo trafne, lecz cóż począć? co począć!
— A! mój Boże — przerwał Dr. Obst przechadzając się zwolna. Napomknąłem panu, że są przecież środki mniéj rozgłośne, cichsze, a wybór ich już od pana zależy. — Dla mnie lepszyby był proces głośny, dla szanownego pana z pewnością nie.
— Trzeba się bronić — napaści — mówił prezes.
— Lecz, szanowny panie, dorzucił Dr. Obst — o ile ja mogłem wyrozumieć rzeczy, choćbyście państwo w końcu potrafili się nawet obronić, zostanie za-