naszukał ks. Strużka, a który z książkami razem dostał się opatrznościowo w ręce poczciwego staruszka. Pakiet był gruby, tak że łatwo go było posądzić iż oprócz papierów, znaczną snmmę pieniędzy zawierać musiał.
Profesor uchwyciwszy go oburącz, rzucił brewiarz, potrącił chłopca i wyleciał jak oparzony, wołając — koni! koni!
Krzyczał tak głośno i tak niepomiarkowanie, iż służba cała z domu wybiegła, i poczęli się ze starego szaleńca śmiać trzymając za boki — był bowiem na pół nieprzytomny. W chwili gdy ten legat znalazł, przyszło mu na myśl, że ma lat przeszło osiemdziesiąt, że tak samo jak ks. Zaklika umrzeć może, a koperta w gorsze niż jego ręce wpadnie. Chciał ją natychmiast sam odwieść i złożyć pannie Toli, do przechowania, wiedząc, że panny dwudziestokilkoletnie zawsze więcéj mają widoków życia, niż osiemdziesięcioletni profesorowie.
Dopiero śmiech panny Doroty i panny Klary, dwóch garderobianek z pierwszego piętra i dołu — oblał go jak zimna woda. — Profesor kopertę schował do kieszeni, wrócił na górę, chłopca odprawił dając mu talara, aby nie paplał — sam zaś opatrzywszy się w płaszcz, pozamykawszy drzwi, poszedł dopiero na miasto, aby nająć furmankę u znajomego żydka, który go już parę razy na wieś woził.
Nie rozrachował profesor, że będzie musiał w drodze nocować — i ze strachu by mu kto tych papierów nie odkradł, w małéj karczemce na gościńcu zmuszony kilka godzin przepędzić, świecę palił i ani oka nie zmrużył.
Dopiero około dziesiątéj nazajutrz dojechał do dworu w Kalisku... Obie panie siedziały jeszcze przy śniadaniu pod zielonym bluszczem okrytym gankiem od ogrodu, gdy kurzem cały osuty, z resztą włosów w nieładzie — profesor zjawił się wśród nich i padł ze znużenia mówić nie mogąc, na ławkę...
Doktorowa poznała po nim zaraz, że nie darmo przybył... ale twarz poczciwego Kudełki uśmiechała
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/158
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.