Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się mimo śmiertelnego zmęczenia — to pocieszało... Tola co najprędzéj zakrzątnęła się około herbaty.
Odetchnąwszy wreszcie, pierwsze słowo, które wyrzekł. — Otom się zhasał!
— A czegożeś się tak spieszył? zapytała doktorowa.
— Obawiałem się umrzeć, mam przeszło osiemdziesiąt lat!
Obie panie rozśmiały się.
— Nie śmiejcie się, zawołał profesor dobywając z kieszeni koperty i rzucając ja na stół — Ot co wiozłem!
Można sobie wystawić zdziwienie i radość tych pań, gdy ujrzały zdobycz. Profesor musiał opowiadać jak się do rąk jego cudownie dostała i przechowała.
— Ale, widzi pani — dodał — a nużby mi fantazya przyszła powrócić na łono Abrahamowe niespodzianie? Biedne człeczysko mógłby był na tém ucierpieć. Nie chciałem mieć na sumieniu.
Nastąpiły narady co poczynać.
— Ani chwili się nie namyślam — zawołał Kudełka — wracam do miasta złożywszy w pewnych rękach depozyt i jutro ogłaszam w gazecie.
— Jak? zapytała doktorowa.
— A no — jak jest. „Daje się wiedzieć panu Teodorowi Murmińskiemu i uprasza znajomych, aby mu oznajmili, gdzie się kolwiek znajduje, — iż depozyt przez ś. p. matkę złożony dla niego, pod jego adresem, ostatnią wolę jéj i legat zawierający... znajduje się w ręku prof. Kudełki. A że wymieniony przeszło lat osiemdziesiąt życia sobie liczy, uprasza pana Teodora, aby go jak najprędzéj odebrać raczył.“
W téj myśli zredagowano ogłoszenie.
Profesor wypoczął, objad zjadł, żydka, który go na trzęsącym wózku przywiózł, odprawił, panna Tola dała mu wygodniéjszy powóz i nim się do miasta dostał, chociaż dosyć późno w nocy.
Drugiego dnia sam poszedł do redakcji i inserat swój zaniósł.
Wieczorem już go w mieście czytano i komento-