babka wróżyła... tak, ale zadawanie chłopstwa głośne zawsze nieprzyjemne jest, sprawa się rozbębni, rozniesie...
— Ja na to poradzić nie mogę — rzekłem. — Dopust to będzie Boży, przyjmę go z Jego ręki.
A gdyby Pokrzywniccy dali sobie czém gębę zatkać? — odparł jurysta...
— To by się zbłaźnili — rzekłem — i okazali że im nie szło o nic tylko o wydarcie grosza...
Po Janie Aleksandrze jak to inwentarz i akta okazują wziąłem trzech chłopów odłużonych... Czegom się dobił to w pocie czoła...
— Bądź co bądź od tych trzech chłopów poczęło się wszystko, a dzisiaj waćpan jesteś dziedzicem pięknéj fortuny — oni zaś — ubodzy.
Spojrzał mi w oczy.
— Sam asindziej prawo znasz i wiesz co trybunały — mówił daléj. — Pokrzywniccy Bończyce choć ubodzy mają kolligacje, protekcje mają, kaduk wyrobić mogą. Ułóżcie się.
Gdy to mówił jam w duchu się przeżegnał i wezwawszy w pomoc Boga — coś mnie tknęło nie poddawać się.
— Wiesz asindziej co — rzekłem — ja szlachectwa sobie nie przyznaję — zostałem adoptowany nie taję — niech prawda jak oliwa na wierzch wychodzi, niech pozywają i procesują. Dziej się wola Boża.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/199
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.