Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

razy dolatujące jego uszu własne nazwisko, wyrzeczone przez chłopów. Zbliżył się do okna, nastawił ucha.
Właśnieto była chwila, w któréj chłopi rozprawiali o ukaraniu Ulany. Tadeusz wysłuchał wszystkiego, ale od piérwszych słów, krew mu się rzuciła do głowy, włosy najeżyły, ręką uderzył po czole i o mało nie padł.
— On wié, oni wiedzą — zawołał w duchu — wszyscy, cała wieś. Nieszczęśliwa! Co tu począć?
W miarę jak słuchał rozmowy i pogróżek, gniéw jego wzrastał niesłychanie; już i miłość i tęsknotę zastąpiła w sercu niepohamowana żądza zemsty, odzywająca się z głębi serca ludzkiego, ilekroć ją namiętności za sobą wyciągną. Gdyby był mógł, rzuciłby się był na nich, ale jakby niewidzialna władza przykuła go do miejsca, ruszyć się nie potrafił, i piersi tylko poruszane ciężkim oddechem, na który brak mu już było powietrza, wznosiły się często, a ręka drżąc, ściskała mocno kij i potniała zimna.