Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ulana.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co przez jego głowę przeszło, co się w niéj działo w czasie téj rozmowy, któréj podsłuchał, niepodobna opowiedziéć. Tysiąc się po niéj przelało zamysłów zemsty, sposobów uwolnienia się od tych ludzi, a nie przyszło ani na chwilę uznanie własnéj winy. I jakkolwiek Tadeusz dotąd cnotliwym prawie i jeszcze obłąkanym tylko nazwać się mógł, w téj chwili szału, połowa jego myśli krwią nabiegła i okropnemi zaczerniła się zbrodniami. Do kogóż czasem nie przemówi szatan tym sposobem, probując skusić go do złego?
Tadeusz passował się z miłością, gniewem, żądzą zemsty, rozpaczą, żalem; nie dziw więc, że na wiérzch tych fali wypływały okropne myśli, na które sam się wzdrygał, a pozbyć się ich nie mógł. Namiętność zawsze uniewinnia siebie a wszystkich potępia; gdyby potrzeba było poświęcić świat dla nasycenia w chwili szału, zepchnęłaby go w przepaść bez namysłu.
Okropna była ta półgodzinna męczarnia pod oknem karczmy, w osłupieniu i gniewie spędzona; gdy się wreszcie ludzie piérwszy raz ru-