Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
87

od zachodu, czy zakłóci na północy — wszędzie widzimy symptomata późnéj, ale dla nas nieuchronnej sprawiedliwości Bożéj.
Tą nadzieją, karmią poczciwych.. Żył Karol — choć z niéj sceptycznie uśmiechali się faworyci cesarzowéj — bo tém żyły naówczas pokolenia począwszy od upadku wszystkie i gdyby nie ta otucha, możeby żyć i przeżyć niepotrafiły nieszczęść ojczyzny. —
Dzieciom w kolebce szeptały matki. — Ty Polski dożyjesz.. starcy uderzając w kielichy płakali mrucząc.. O! my ją jeszcze zobaczym; młodzież ostrzyła szable mówiąc. — My za nią walczyć będziemy. Choćby zginąć było raz ujrzeć jéj sztandar zwycięski. —
Sto lat! sto lat nadziei wśród tego moskiewskiego piekła, a zielony liść jéj, niezwiędły chowa z nas każdy na piersi, żywiąc go ciepłem serca.. kryjąc jak skarb — ostatni. —
Po wyczekiwaniach długich, posłyszał Karol — o podróży Stanisława Augusta do Kaniowa. Smutna to była wieść, król jechał się modlić do carowéj aby go nie odarła z ostatniego ziemi kawałka. Naród w nim czuł się upokorzonym.. Polska przez jego usta żebrała życia, zamiast się