Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
85

wlec się do swego panicza z posiłkiem otrzymanym od podkomorzego.
Tego rozbitka nawet ciepłe serce Karola odżywić nie mogło. Był to wygnaniec, co straciwszy ojczyznę, nabył tylko nieuleczonéj tęsknoty i nigdzie się już przyswoić, nigdzie osiedzieć nie mógł. Serce ciągnęło go raz tam, gdzie cierpiał, to znowu gdzie był szczęśliwy. Obyczajem stał się obcy ziemi swojéj, język sobie złamał, nie mówił żadnym poczciwie, a prawdę rzekłszy — skosztowawszy wiele, do niczego nie był zdolny. Z tego niepokoju życia wyniósł potrzebę ruchu i zmiany, która mu w niczém długo wytrwać nie dawała.. To czego dziś najgoręcéj pragnął, jutro stawało się wstrętliwém i nieznośném.
I tam zkąd przyszedł, i tu gdzie powrócił, ludzie jego, on ludzi zrozumieć nie mógł.
Jakby choroba jakaś jadła nieszczęśliwego, wszędzie mu domieszywając jadu i trucizny.
Młody jeszcze czuł się starcem, przeżywszy wiele, w nic nie ufał.. słowem była to resztka człowieka, którego chyba trud, surowy mus, powaga zwierzchnia wyleczyć by mogły.
Nie rychło nawet zdrowe powietrze Sarnowa i cisza pustyń siły mu przywrócić potrafiły. Ka-