Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
84

go, zatupała nogami, w końcu rozszlochała się, omdlała, a Staszek sobie gburowstwo swoje wyrzucał. Wieczorem jejmość śmiała się z téj prostoty. Istne piekło rozgościło się w domu...
Jednego roku potém, w ślad po sobie dwoje dziatek, któremi się Stach cieszył, umarły ze szkarłatyny, zostali sami, — matka się upamiętała i płakała, on na nowo mocniéj jeszcze do niéj przywiązywał. Nędza się zwiększała, żona schła i wreszcie poszła za dziatkami do grobu.. Nie była ona złą, ale płochą uczyniło ją wychowanie i przykłady..
Staszek zostawszy sam, coraz bardziéj stęskniony, złamany, pożałował kraju i postanowił powrócić.. Jednego dnia opuścił Paryż bez grosza, o kiju i powlókł się do domu.
O żebranym niemal chlebie przeszedłszy Europę, dobił się tak do Skały, ale tu zastał pustynię.. Ani twarzy znajoméj, ani człowieka życzliwego.. Matka dawno poszła na mogiłki, chatę nawet młynarzową rozebrano.. Staszek siadł koło rumowiska pieca, który pozostał na wygonie i kilka dni tam przepłakał.
Chciał zamieszkać na wsi, nie było przylgnąć do kogo.. wziął więc kij znowu i postanowił do-