Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
55

Garbus rzekł na ostatku: Sądząc z tego, jak pan kasztelan ostro stajesz w obronie swego krewnego, możnaby myśleć, że istotnie obrabiamy tu interes sporny... Interesu zaś nie ma żadnego, czynimy ofiarę dobrowolną, warunki nasze przyjmiecie — dobrze, nie? jak wola... Dla tego to przypominam, dodał — iż o odstępne targować się nie myślę wcale... dacie je, przyjmiemy, nie możecie, zostaniemy przy Skale...
Tak zastraszony pan kasztelan, uściskał znowu podkomorzego, począł od przedstawienia mu nader ciężkich czasów, prosił o wyrozumiałość... zmiękczał... ale wreszcie, gdy summa wcale nie przesadzona, stu tysięcy złotych wyrzeczoną została... choć mruczał, przystać na nią musiał.
Zgodzono się na wszystko... znaleźli krewni kredyt dla jak najspieszniejszego spłacenia Karolowi... i formalny akt ustępstwa na syna Starosty podpisanym został. Tułacz wymówił tylko dla siebie portrety familijne, kilka pamiątek po dziadusiu, ojcu i matce, trochę koni ze stadniny, trochę rupieci starych, pordzewiałych od łez i potu... misiurek i zbroi.
Wacław pozbywał się tego niepotrzebnego mu sprzętu z uśmiechem człowieka, który lepszą