Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
53

cerza, rzekł, powoli podnosząc się a raczéj kielich do góry wyniósłszy, bo sam ze swoim garbem ledwie nad stół wychodził — za pozwoleniem, ja mimo protestacyi wnoszę jeszcze jeden toast... nasz uroczysty, wielki, zamykający każdą ucztę przypomnieniem obowiązku:
Kochajmy się!
Tak... ale kochajmy się miłością pobożną dzieci... złóżmy na ołtarzu niesnaski, swary, miłości własne, urazy... bądźmy braćmi dla obrony matki... dla pracy ku ojczyźnie!
A wreszcie weseléj zakończył podkomorzy, kochajmy się, choćby dla tego, że ktoż nas kochać będzie; jeśli sami się tego nie podejmiemy, ani moskal, ani niemiec, ani turek...
Poklaśnięto toastami i tak prędzéj, niż rachowano, skończyła się biesiada.
Krotochwilni goście Wacława poczuli, że konfederata z tego poważnego, godnego tonu, jakim przemówił, sprowadzić nie zdołają. Starosta, któremu się nie powiodło, widocznie był chmurny, obawiał się...
Nie rozmarszczył się, aż nazajutrz dopiero, gdy Krzywaczyński dawszy ten dzień rozmysłom, poszedł do Kasztelana i objawił mu, że jest upo-