muje ojczyźnie, litości mieć nie może nad obcą. Dziś — jutro — ogłoszą cesarstwo.
O Washingtonie wielki! jakże w twoje ślady pójść trudno, być poczciwym człowiekiem, razem i bohaterem.
— Tak jest, dodał po chwili — ja się tu nic dla Polski nie spodziewam. Lud to poczciwy i dobry, ale płochy i lekki, wczoraj klaskał rewolucyi i gilotynie, jutro wiwat! krzyczeć będzie cesarstwu... późniéj... któż wie? może Burbonom, których ścinał... kochają nas w chwilach uniesienia, odwracają się, gdy ich znudziemy piskiem niedoli naszéj... Wypchną na rzeź, gdy się zmęczą...
Długo tak mówili o Polsce, o jéj przyszłych losach, o cesarzu Pawle, dla którego Kościuszko miał szacunek i wdzięczność, o Aleksandrze, z którego czynów jeszcze nic sądzić o przyszłości nie było można...
Jak miękki wosk obrabiali go ludzie.
Karol i Tadeusz opowiadali mu potém o 113 pół-brygady losach na San Domingo, a Kościuszko oburzał się i płakał na to umyślne zatracenie garści ludzi, których winą było przywiązanie do ojczyzny.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/392
Ta strona została uwierzytelniona.
392
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/7/7a/J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_Tu%C5%82acze_tom_II.djvu/page392-1024px-J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_Tu%C5%82acze_tom_II.djvu.jpg)