Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
374

stawiała wkrótce widok straszny, massy trupów czarnych... nagromadzonych kupami.. rannych, którzy się wlekli, pełzając ku lasom.. lub w wysileniach zgonu — konali —
Noc poczęła zapadać na ten obraz boju, który choć skończył się zwycięztwem, dawał tylko wytchnienie..
Gdy Tadeusz powrócił do łoża stryja, nastawując obrzękłą rękę chirurgowi, aby mu ją opatrzył.. Karol zbladły wyciągnął mu dłoń i uśmiechnął się, oczyma rany jego szukając.
Zapomniał o swojéj, ale Tadeusz ujrzał nogę objętą w leszczoty i bandaże... przy któréj stopy już brakło...
Karol, jeśli miał żyć — został kaleką...


W losach ludzi to co się im okrutną zdaje być karą, częstokroć jest ocaleniem — któż wie, czy te rany Plutów, otrzymane prawie na samym wstępie, nie ocaliły im życia?
Lazaret — choroba, były przynajmniéj niejaką obroną od wpływów zabójczego klimatu, skwarów i chorób, które się z nich wyradzały.
W szpitalach tych nieco spokoju i starania