Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
36

I tak się zwykle rozmowy ich kończyły.


Przyjmowano bohatera uroczyście. Wacław nie zrozumiał serdeczności objawionéj inaczéj, tylko biesiadą, kielichem, przy tłumie świadków, w gwarze pijanym... Na urodziny więc Karola, które jakoś wkrótce przypadły, sproszono gości z najdalszego sąsiedztwa... ile ich dwór mógł pomieścić. Wacław spodziewał się pod wpływem rozczulenia, jakie miała wywołać biesiada huczna, przy pomocy zręcznych przyjaciół swych wymódz na Karolu zrzeczenie się spadku po rodzicach. Nie domyślał się, że Karol już był w duszy postanowił odstąpić Skały.
Orle jego oko, zajrzawszy w głąb żywota tych dwojga na pozór szczęśliwych małżonków, przeczuwało co najmniéj prędką majątkowa ruinę, czuło despotyzm mężowski, który w każdéj chwili mógł Ewę zmusić do ofiar... chciał więc swych praw wyrzec się na dziecię... aby majątek ocalić. — Tego nie przewidywał Wacław... ani się mógł opierać. —
Aż do tego dnia, pomimo zabiegów nader zręcznych Starosty, który żonę z Karolem zbli-