Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
35

wyobrażał Karola, człowiekiem słabym i do siebie podobnym, inaczéj Ewę, próżną, namiętną i płochym niewiastom wielkiego świata równą.
Tylko przyjacielskiemi objawy uczuć dla Karola, który takiéj chytrości przypuścić nie umiał, całkiem go potrafił uwieść i rozbroić. Karol miał go już za stworzenie poczciwe, ale słabe... Strona ohydna tego charakteru pozostała dlań zakrytą.
Napróżno czasem rotmistrz wieczorami, po cichu, (bo się lękał podsłuchania) usiłował Karola objaśnić, uczynić ostrożniejszym i zerwać z jego oczów zasłonę; tułacz ściskał go, dziękował mu i uśmiechając się — zamykał rozmowę.
— Kochany Porembo! nie mam ci tego za złe, iż tak czarno widzisz wszystko i tak surowo sądzisz o ludziach... byłeś i jesteś nieszczęśliwym. Lecz wierzaj mi... ludzie złemi bywają a nie ; nikt nie może być zepsutym ostatecznie, ani cnotliwym idealnie... słabi jesteśmy.
— Gdybyż tylko słabi, mości dobrodzieju! wzdychał rotmistrz... dajmy już temu pokój, pan jesteś za uczciwy, abyś ten brud zrozumiał... ja to tylko mówię z obowiązku, boć strzeżonego Pan Bóg strzeże.