Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
297

przewieść tu mogła, zdała się im dobrą... poniosły ich żagle jakiegoś statku, który na morzu Śródziemném już algierscy korsarze schwytali.
Polacy dostali się w niewolę.
Pierwszą wieść o ich losie przyniósł list francuzkiego konsula z Algieru.
Potrzeba było nieszczęśliwych wykupić. Do kraju ani się o to powołać było można, ani on mógł dać ten grosz jałmużny. Obowiązek pomocy braterskiéj spadł na tych, co sami boso i o głodzie tułali się po Włoszech... Otworzyły się biedne sakiewki legionistów w Rzymie i Mantui, każdy oddał grosz ostatni... i tą jałmużną świętą odkupiono braci nieznanych...
Ubogie legiony dały wolność uboższym od siebie niewolnikom...
Na chwilę jakaż to radość dla nędzarzy tych, posłyszeć mowę, zobaczyć twarze, poczuć ciepły uścisk dłoni bratniéj... ale z drogi apijskiéj na Ara Coeli... miały czas pochmurnieć twarze...


Poświęceń takich bez liku...
Żołnierz marniał na tych rzymskich ruinach,