Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
298

pożerany tęsknotą... dnie były długie... próżnowanie wzmagało boleści... kilku zdatnych poświęciło się na karmienie ducha... gdy ciało także ledwie o czém wyżyć miało. Myśl tę nauczycielstwa i oświaty powziął Godebski, wykonali ją Wybicki, on, Paszkowski i Kamiński... Zbierano pieśni, opowiadania, dzieje, podania domowe[1] i kołysano niemi żołnierza... Wśród tych koszarów poprzerabianych z pałaców i klasztorów, które same z łaźni i amfiteatrów, z bazylik i cyrków powstały, na garści słomy oparty o mury, które cezarów pamiętały, Maciek uczył się czytać, śpiewać i pamiętać o ojczyznie. Ale jak nie wielu z tych, co tu lepiéj poznali domowe dzieje, zaniosło je do chaty nad Wisłę i Bug?... Setny może... Reszta z tylu darem myśli, jak z węzełkiem ziemi polskiéj, legła na obcéj ziemi...


Nie brak i krwawych dramatów... i powieści prawie bajecznych... Do tych należy historya Zabłockiego, do któréj i Karol Pluta był wmięszany, chociaż on i Darewski na uboczu stać chcieli i z ludźmi innéj epoki nie raźno im żyć było. Żyli z sobą.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Nieczytelny wyraz uzupełniony na podstawie wydania z 1912 roku.