Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
292

ognia, zwiększyło szemrania groźne, groźniejsze nasiona spisków... Wielu znowu oburzało postępowanie Francuzów którego nie jako wspólnikami stawali się Polacy... zmuszeni patrzeć na nie milcząco...
Nadużycia zwycięzców były w istocie wielkie, odzierano pałace, zabierano dzieła sztuki, w upojeniu tryumfów nie poszanowano własności prywatnéj ani publicznéj. — Zażalenia były boleśne... ale skargi nie mogły wyjść za mury Rzymu.... Dla ludzi innych wieków i obyczaju widok ten stawał się dotkliwym... Żołnierz poglądał na wyrywane z kościołów obrazy, na ogałacane domy z jakąś trwogą i powątpiewaniem...
Jednego wieczora wedle obyczaju swego przyszedł Darewski do Pluty z wiadomościami, był posępny i przygnębiony...
— Weszliśmy tu, rzekł, nie jak nam przystało, nie jako obrońcy i opiekunowie, ale z rabusiami razem, pan Bóg pobłogosławić nie może. Źle też idzie nam wszystko, żołnierz znękany, zwątpiały... zniechęcony... po kompanijach podpisują jakieś protestacye... przybyli tu coś knują... chcą Dąbrowskiego obalić jedni... drudzy pewnie jego miejsce zająć, nie wiedzą, że w nim legiją