Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
280

O jeśli kiedy wstanie z martwych Fenixem niepokalany nasz Orzeł Biały, na pamiątkę dni niedoli, lat niewoli, przelanéj krwi, przecierpianych ran... dajmy mu na piersi krwawy znak... niech ta plama święta na piersi na wiek wieków przypomina dni... kary Bożéj i pokuty.
Orzeł męczennik niechaj krwawą nosi bliznę...


Rok upłynął od tego błysku nadziei pod Palma-Nuova.
W życiu naszego tułacza nic się nie zmieniło; przybyło mu nie dobrze zagojonych ran kilka... Był to teraz żołnierz twardy, milczący, zahartowany, na którego ustach uśmiech zjawił się rzadko, słowo z nich płynęło trudno — ale do boju szedł chłodny, nieustraszony, z odwagą niedorównaną, z okiem i instynktem starego wiarusa, co jasno widziały tam, gdzie drudzy nic dojrzeć nie mogli.
Z tylu bitw tak różnych wyniósł on to doświadczenie, które się nabywa tylko lat i krwi kosztem, przeczucie położenia, co samo nie wiedząc czemu, z oznak niedostrzeżonych ludziom no-