Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
278

szepce ciesząc się: — Jutro!... krwią przecie u nich dosłużym się ojczyzny!


Los wszystkich był Karola losem; pochód nużący, walka bez myśli i celu, dziś rany, jutro szpital, i znowu wyprawa i nieustanna włóczęga. Walka ze zburzonym ludem, z umysłami, z wydzierającą się obcemu panowaniu i narzucanéj wolności Italią... Ani chwili spokoju, ani godziny osłody, ani kropli pociechy.
Z monotonią buletynów wojskowych powtarzają się te dzieje zawsze jedne — głód, chłód, nędza, rany, śmierć... i godzina czasem wieczorem u ogniska cichéj rozmowy o ojczyznie, lub piosnka, co serce odżywi...


Pieśń ta... nieśmiertelna rozlega się już nad Mincio, Adygą, Padem i Tybrem, zrodziła się tu ogrzana ciepłem słońcem południa i wzleciała bujać ku niebu...

Jeszcze Polska nie zginęła!

W niéj cała ofiarnéj falangi historya, cała idea... wielkość cała...