Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
246

się groszem, wspierano wzajemnie, ratowano, napędzano wstrzymanych ubóstwem, obalonych chorobą, byle więcéj rąk przynieść téj legii, która zdawała się już w ich oczach zastępem wybawicieli...
A była to kupka rozbitków mężnych, których nie państwa, nie rządy, ale kilku poczciwców, jak de la Roche, jak Bonneau co znał Moskwę przez niewolę, jak Caillard, Stammaty i Verninac, wspierali. —
Współczucie tych kilku zwiększało złudzenie; chciano w nich widzieć przedstawicieli ogółu, oszukiwano się wiarą, iż nieszczęścia Polski, heroizm jéj dzieci do miłosierdzia pobudzą.
Rzeczpospolita francuzka tymczasem z każdym dniem stawała się rozumniejszą i chłodniejszą — wstydziła się jeszcze otwarcie ruszyć ramionami, nieśmiała pozywających ją o spełnienie obietnic odprawić z niczém, — i przybytek ów rąk domagających się broni, słała do Włoch na linią bojową...
Dla niéj było to... — chair à canon tylko... dobrodusznie rzucająca się w ręce jak baran na ofiarę... pozbywano się bohaterów, — ułatwiając im zgon bohaterski.
Gdy po raz pierwszy przedstawili się mło-