Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
244

z każdą chwilą, z każdém piorunowém zwycięztwem, na czole zamyśloném palec Boży już mu wypisał przyszłość całą — wielkość, bohaterstwo, pychę, upadek, męczeństwo...
Z nim razem walczyli już w armii włoskiéj Polacy: Sułkowski, towarzysz jego szkólny z Brienne, Strzałkowski i zawcześnie zgasły Puhała... Nieznanych sobie Polaków wygnańców Włosi jako ludzi wolnych i miłujących wolność witali bratersko: Gli nomini liberi sono fratelli!
Pod lazurowém niebem Italii miała odrosnąć Polska...


Pluta przedarłszy się do Saksonii, znalazł tam już kilku ziomków, jak on dążących do Włoch na odgłos legionów; ponad nimi unosiło się imie Henryka Dąbrowskiego... Wszystko, co żyło z rozbitków wojska narodowego, leciało pod orły zwycięskie, w nadziei, że z niemi do kraju powróci. Z Drezna do Paryża, przez Niemcy rozdraźnione przeciwko Francyi, droga była niebezpieczną, posądzano każdego o szpiegostwo, chwytano podejrzanych z paszportami niemieckiemi, pod różnemi pozory biedni żołnierze przekradać się musieli jak złoczyńcy.