Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
240

zwątpienie i rozpacz i pragnienie tylko przelania krwi na świadectwo wiary... Młodzi, starzy... słabi, jakby ze snu przebudzeni wołaniem: — Do broni! wstawali i szli... ci których już za umarłych miano... Pustoszały ławy szkolne, nikli gospodarze, ze dworów słudzy;... starzy żołnierze, co już walczyli, biegli, aby walczyć jeszcze, ci, co nie dorośli do broni, chwytali ją, aby dowieść, że dźwigać już byli godni. Takich chwil uroczystych zmartwychwstania na duchu, ileż to już krwawo zamkniętych liczy Polska!
Mogą szydzić z nas wrogowie nasi, ale sam na sam z sumieniem, powie z nich każdy; — Naród to był bohaterski ofiarą... i żyć godzien.


Swoją miłością ojczyzny mierzyli wychodźcy świat i ludzi. Spadkobiercy narodu chrześciańskiego, katolickiego jako żaden inny, to jest powszechnego — czuli się zawsze braćmi całego Bożego świata. Dopóki Polska żyła, przybłędy ze wsząd, z nędzą na czole, z bólem w ustach znajdowali tu zawsze bratnią gościnę i serca.... choćby boleść była kłamana a nędza nie prawdziwa; — zdawało się teraz tym poczciwym,