Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
224

Pobożne to kłamstwo wszakże, człowiekowi nienawykłemu doń, nawet w obec Ewy i Tadeusza powieść się nie mogło... czuli oni, że ich zwodził, że coś w sobie ukrywał, i że im lada chwila wymknąć się może.
Ewa płakała w obawie stracenia ostatniego opiekuna swego dziecięcia, drżała aby się jéj ten odzyskany, tak cudownie przyjaciel, nie wyśliznął i nie poniósł ostatka życia na niepewne losy... Tadzio myślał tylko o tém, ażeby towarzyszyć stryjowi... gryzł się upokorzony tem, że go jeszcze za dziecko uważano, że nic nie wiedział. W duszy poprzysiągł on sobie, jeśli Karol wyjdzie, pójść za nim... choć na koniec świata..
Nie zwierzał się z tém matce, choć oczy jéj nawykłe badać syna, do głębi w jego duszy czytały... Podwójnym więc niepokojem i obawą drżało biedne jéj serce sieroce... i płakała a modliła się, modliła się a płakała, aby Bóg od niéj ten cios odwrócić raczył. —
Jakkolwiek zaprzątniony już przygotowaniem do wyprawy dalekiéj, do któréj tylko czekał skinienia, Karol dojrzał co się działo z Ewą i jéj synem... postrzegł niespokój, przeczuł łatwo co zrodzić go mogło...