Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
222

tylkom ja tu nie na swejém bodaj miejscu... Od pierwszéj młodości byłem żołnierzem, służyć ojczyznie radą nie moja rzecz — bom nie polityk, ani mieniem, bo mi go maluczko zostało... szabląm gotów! Raczcie mi powiedzieć, gdzie mam z nią iść — choć dzisiaj... Krew moja do sprawy należy...
— O tém dowiecie się od drugich swojego czasu, rzekł śmiejąc się nieco z gorliwego pospiechu Grzymała. Dziś jeszcze w saméj Polsce wojska zbierać i pomyśleć nie można... trzeba serca i ludzi przysposabiać, aby na dany znak byli pogotowiu, a zewnątrz przybywającą siłę poparli... Myślą jest wielu najgorliwszych patryotów skupić, co tylko do oręża zdatne na Wołoszech lub we Włoszech; z tym legionem wtargnąć do kraju... a ten ma być na skinienie gotowym...
— A więc iść! iść! przerwał Karol... na Wołoszę... do Włoch! gdzie każecie natychmiast. Jeśli to życie nasze poświadcza, iść nie tracąc chwili.
Dzieduszycki go objął ściskając...
— Bez gorączki! rzekł... gorączka nas gubi... tyś stary żołnierz barski, dajże przykład karności i słuchaj ordynansu...
— Kto da go? spytał Karol markotno...