Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
216

być może... Karol wszedł do pokoju Ewy, oznajmując jéj, iż kontrakt o dostawę zboża zmusza go pospieszać do Krakowa. Dosyć niezręcznie naplątał jakoś nieuniknionych konieczności wyjazdu, zbyt gorąco brał do serca zbożowy interes, ażeby podejrzeń siostry i młodego chłopca nie obudził... Nigdy go jeszcze tak ożywionym nie widzieli... ale nie śmieli posądzić o udanie... Ewa prosiła tylko, aby się nazbyt interesem tak małéj wagi nie gryzł i nie martwił.
Tadeusz przeczuł bardziéj niż zgadł jakąś tajemnicę, lecz badać nie śmiał, przykro mu się tylko zrobiło, że stryj nie miał w nim dosyć zaufania, aby mu ją powierzyć.
Karol nie zdradziwszy się, pożegnał co prędzéj wdowę, ucałował Tadzia, powierzając mu dom i gospodarstwo i tysiące pilnych wskazując zajęć, rankiem kazał zaprządz konie i co rychłéj pospieszył do staréj stolicy....


Było to jakoś pierwszych dni Stycznia 1796 roku; Karol nie doczekawszy się święta Trzech Króli biegł do Krakowa już naówczas będącego w ręku Austryaków. Potrzeba było nadzwyczaj-