Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
210

mam ślubu... niech się tylko bęben odezwie — resztę krwi poniosę...
Na próżno Ewa czasem usłyszawszy podobną mowę, usiłowała go przekonać, że obowiązków swych dla kraju dopełnił, że młodsi pójdą go zastąpić... Karol nie spierając się milkł... ale widać było, że stał przy swojém.
Ile razy się z tém odezwał, Tadzio mu szeptał na ucho, prostując się.
— Pojdziemy razem, stryjaszku, bo ja samego nie puszczę!!
To prawdopodobieństwo jakiéjś nowéj wyprawy przynaglało też Karola do sprzedaży majątku i zebrania grosza... zdawało się, że głośnéj nie grając roli w ostatnich wypadkach, mógł ujść nie postrzeżony od grabieży Sarnowa... Ale pospieszyć było potrzeba, aby się Moskwa nie opatrzyła. — Polecał więc Karol sprzedać za co bądź, wyłączając tylko Rotmistrza i pamiątki niegdyś wywiezione ze Skały, które chciał zostawić Tadeuszowi. Cieszył się, że one nazad pod tęż starą swą strzechę powrócą.
Wyjechał żyd i długo nie było go widać z powrotem... listów z poczty ani się było można spodziewać, bo one były w ręku moskiewskiém.