Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
172

Król milcząc przykląkł przed nim... płakał.
— W śmiertelnéj godzinie... bracie... pobłogosław mi... umrzesz męczennikiem...
— Umrę zbiegiem z placu na którym zwycieżyć nie umiałem,
I powtórzył po cichu — Fatum! Fatum!
Ręce zarzucili sobie na szyję i z uścisku swego wyrwać się nie mogli... Prymas odepchnął go, z bladym pół uśmiechem spojrzał na zegar... dochodziła północ...
Szmer i wrzawa płynęły ulicą — król bladł i załamał ręce...
— Któż wie! idą już może! oprawcy.
— Idź! rzekł mu Prymas... idź... zostaw mnie... Rzymianie skonać mając, togą osłaniali twarz... aby żywych oczy nie oglądały tajemnic zgonu... idź!
I wziął pierścień...
Król wyszedł ledwie trzymając się na nogach...
Nazajutrz uderzono w dzwony — miasto dowiedziało się, że X. Prymas zmarł w nocy.


Żałoba i nędza były na zamku... Król jałmużnę dawał łyżkami i talerzami srebrnemi ze stołu... które zostały od tych, co poszły do men-