Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
166

Milczeli coś i mieszczanie, bo im szeptano — Wyście się pokrwawili, a panowie szlachta siadła nad wami w radzie.. górą..
Ale jakże nie miała być górą, kiedy wśród Kilinskich, Morawskich a Sierakowskich serca a poczciwości było do zbytku.. ale prostoty dziecięcéj — (nie mówiąc jaśniéj) — więcéj jeszcze..
Podżegano i szlachetnego Kilinskiego — ale ten potrząsnął tylko ręką, i poszedł z czeladzią na pole bitwy.
Czas upływał — cisza była jak przed burzą straszna, każda godzina upływająca zwiększała niebezpieczeństwo, wewnętrzny rozstrój się mnożył, a z zewnątrz pędziły chmury. —
Kraków padł.. wieść o zajęciu Krakowa gromem przeleciała Polskę.. Wzięto starą stolicę... w rynku, na którym przysięgano obronę ojczyzny, stali teraz żołnierze pruscy, a pan Filip Lichocki tryumfował. —
Przypisano nieszczęście zdradzie, a ten wyraz palący posłużył znowu tym, co z powstania rzeź i chaos zrobić chcieli.
Z ponad tłumu widać chłopięcą twarz Konopki — Wszystko złe ze zdrady.. wszystko złe z pobłażania.. woła młokos — nie ma kompro-