Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
165

Gdy w Warszawie cicho parły i nurtowały tworzące się stronnictwa i kółka, — Kościuszko szedł i bił się.
Zwyciężał, cofał się, padał i podnosił, ale walczył, cała Polska miotała się ku niemu, wyciągając ręce...
Imie wodza było solą w oku tym, co się za większych mieli nad niego, a radzi byli choć na pięć minut zyskać miłość, jaką on miał u narodu.
W radzie Narodowéj, Potocki Ignacy wziął trud, — Zakrzewski kłopot, a worek X. Kołłątaj.


Tymczasem obok Moskwy stawały dla przywrócenia porządku Prusy i Austrya, którą pomówiono o współczucie, wyparła się go i miłosierdzia czekano, — zkąd wiatr powieje, — Moskwa zbierała się nie mogąc zebrać na nowo siły, naród potężniał poświęceniem, ręce szły do okopów, srebra do mennicy, młodzież do obozów.
Poniatowski zawsze stał w tém upokarzającém odosobnieniu, na boku, jak zrzucone z ołtarza bożyszcze, któremu zostało drewniane berło i papierowa korona... ludzie mijali go nie widząc, ledwie stara baba przechodząc przyklękła.